Kochany Pamiętniczku,
ponieważ wielu ludzi mnie pyta, jak to się stało, że udało mi się zjebać sprawę z drukarnią przez co nie mieliśmy wydrukowanych KOPSów na KW ani na dłuższy czas po nim, opisuję tu moje szalone przygody, w których straciłem drukarniane dziewictwo.
Marzec
Przekonany o potrzebie druku cyfrowego ze względu na planowany bardzo mały nakład i zupełnie niezrażony subtelnymi sugestiami mniej lub bardziej znajomych komiksiarzy ("druk kolorowy się zwyczajnie nie opłaca", "nie rób tego głupcze!" - cytaty z pamięci) poszukuję taniej kolorowej drukarni cyfrowej. W końcu wydaje mi się, że znalazłem - ceny są bardzo konkurencyjne w porównaniu do innych drukarni, które molestowałem mailami, w dodatku firma ma mocną męską nazwę Topcan i wygląda na dużą i profesjonalną. Zrobią wszystko, jak należy, myślę sobie. Po wielu mailach i ciągłych zmianach w formacie komiksu (a co za tym idzie - cenie, chociaż już wtedy wydawała się zmieniać dosyć randomowo) ustalamy w końcu wszystkie szczegóły. Teraz muszę tylko dostarczyć pliki, ustalić cenę KOPSa tak, żeby połowa nakładu zarobiła na druk, poczekać, aż ludzie z internetów przeleją mi kasę i oddać ją drukarni w zamian za piękne nowe komiksy.
Kwiecień
Przybywam do drukarni z przykładowymi stronami do próbnego wydruku. Po wydrukowaniu (na kilku różnych maszynach) okazuje się, że lineart i literki rozlewają się na białym tle, co wygląda brudno i niewyraźnie. Jestem "grafikiem" początkującym, a już z drukiem to miałem tyle wspólnego co tam na wykładzie udało mi się usłyszeć, jeśli akurat nie spałem - w każdym razie jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że dałem za dużo czarnego w fotoszopie i trzeba trochę go rozjaśnić. Dzielę się moją teorią z drukarzami. Robią duże oczy i mówią: "no proszę spróbować". Zaczynam mieć pewne podejrzenia, że ta drukarnia to niekoniecznie był strzał w dziesiątkę.
W domu robię parę różnych wersji tej samej strony, a następnie znowu ją drukujemy, żeby sprawdzić, która wygląda najlepiej. Zwycięzca wyłoniony, składam zatem zamówienie na oszałamiający nakład 100 egzemplarzy, który szczegółowo omówiliśmy drogą mailową w marcu i ustaliliśmy końcową cenę. Mówię, że to było ustalone, ale niech Pan jeszcze sprawdzi ile to dokładnie wyjdzie, żeby nie było nieporozumień. Facet liczy. Wychodzi mu więcej niż dane z marca (ściśle mówiąc ok. 4 razy więcej). Było się w liceum w matfizie, więc po wykonaniu kilku skomplikowanych obliczeń w mojej głowie dochodzę do niepokojącego wniosku, że jeden egzemplarz musiałby sprzedawać za ok. 120zł. No może być ciężko, myślę sobie, więc sugeruję, żeby facet policzył to jeszcze raz. Wychodzą mu różne ceny, za każdym razem przekraczające granice dobrego smaku. Zaczyna podejrzewać, że wymyśliłem sobie tę cenę z marca, więc obiecuję wrócić do niego wieczorem z wydrukowanym mailem.
Powracam, facet patrzy na korespondencje z bardzo atrakcyjnymi cenami, robi znowu duże oczy, idzie z tym do kolegi, on zachowuje się podobnie. Po krótkiej naradzie stwierdzają, że to pisał ich kolega i oni nie wiedzą skąd wytrzasnął te liczby, ale nie ma szans tego wydrukować w takiej cenie. Pierwszy drukarz (który notabene wygląda trochę jak Arsen + ma kolczyk w uchu) wpada jednak na świetny pomysł, żeby wydrukować to w offsecie - wtedy będzie dużo taniej, tylko musze złożyć zamówienie na min. 250 egzemplarzy, no i nie wiadomo czy przypadkiem kolory nie wyjdą jakieś pojebane. Czas realizacji takiego zamówienia to 5 dni roboczych, bo wysyłają to do innej drukarni. Krótko mówiąc robimy to całkiem od dupy strony, no ale już trudno, czas mi się trochę kończy, zaryzykujmy. Niby na KOPS włazi codziennie mnóstwo ludzi, może kiedyś zejdą mi te komiksy.
1 Maja
Ledwo ledwo, ale wspomagając się sprzedażą paru Kapitanów Zajebistość udaje nam się zebrać kasę na druk offsetowy, więc piszę do mojej drukarni z dobrą nowiną, że chcę złożyć zamówienie. Oczywiście nikt mi nie odpisuje, bo trwa w najlepsze długi weekend, a po weekendzie mój mail zostaje przez kogoś zjedzony.
4 Maja
Bez zbędnej gry wstępnej przybywam z plikami, tym razem obsługuje mnie kobieta. Ściąga na dysk tiffy z pendrajwa, w miedzy czasie konsultując się z jednym z drukarzy, z którym wcześniej rozmawiałem, w sprawie "to jakiś komiks jest, wiesz coś o tym?". Facet mówi, że spoko, ściągnąć pliki i on to daje zaraz do offsetu i 5 dni roboczych czyli będzie na środę. Tuż przed KW, może się uda. Babka ściagnęła pliki i zajmuje się już następnym klientem. Po chwili konsternacji pytam, czy przypadkiem nie potrzebują szczegółowych danych co do tego nakładu.
- Nie, nie, pan to składał mailem, my to wszystko mamy.
- Tak właściwie to ja to zamówienie w końcu składałem osobiście...
- Tak, tak, dobrze, w porządku.
6 Maja
Najwyraźniej właśnie zajęli się tym zleceniem, bo w skrzynce znajduję maila, kończącego się słowami:
"jeszcze proszę o przypomnienie ilości nakładu i czy okładka miała być twardsza."
Odpisuję:
"nie podawałem ponownie danych, bo powiedziano mi, że na pewno wszystko już macie. [po czym po raz kolejny piszę im wszystkie dane ze szczegółami] Jest szansa, że gotowe komiksy będę mógł odebrać w środę, tak jak było ustalone? Bo późniejszy termin mnie kompletnie nie urządza, ewentualnie jeszcze czwartek, jakby się nie udało. Prosiłbym o szybką odpowiedź w miarę możliwości."
"obawiam sie że piątek to jest realny termin"
"A w jakich godzinach w piątek mógłbym odebrać?"
"Myślę że w godzinach przedpołudniowych ale na 100 % nie odpowiem
dodatkowo będzie potrzebna przedpłata."
"Ok, jeśli uda się to załatwić w okolicach południa to jeszcze z braku innej opcji mogę to przeżyć. W takim razie poproszę o dane do przedpłaty"
W sumie w czwartek jeszcze na KW nic podobno się nie dzieje, odbiorę komiksy w piątek, podjadę od razu do stoiska Ystada i idealnie na styk będzie.
9 Maja
Nowy mail, pracują nad sprawą.
"Panie Maćku w złączniku przesyłam skan faktury prosiłbym o jak najszybsze uregulowanie."
Przesyłam kasę od razu, nie ma na co czekać, zaraz potem wysyłam potwierdzenie. Dziękują bardzo.
11 Maja
Na wszelki wypadek piszę:
"chciałbym się dowiedzieć jak wygląda aktualna sytuacja z drukowaniem komiksów i czy już wiadomo mniej więcej o której w piątek mógłbym po nie przyjechać?"
"Panie Maćku walczę oto aby były do odbioru w piątek ale niestety może się też okazać że będą dopiero po niedzieli."
Wybornie. Wszyscy mi mówią, żebym zostawił tę drukarnie w cholerę, bo to jakaś żenada, i znalazł sobie inną. W sumie jak się nie wyrobią na KW, to chyba tak zrobię, bo po cholerę mam się z nimi jeszcze użerać, jak i tak będzie po ptakach.
"Mam ogromną nadzieję, że się Panu uda, bo ja MUSZĘ to mieć na Warszawskie Targi Książki, a one się w niedzielę kończą. Jeśli dostanę to po niedzieli to już po herbacie, więc jeśli drukarnia jeszcze nie zaczęła drukować i już teraz wie na pewno, że na piątek się nie wyrobi to ja bym anulował to zamówienie w ogóle. Jeśli to kwestia logistyki i samego transportu komiksów to ja jestem skłonny się dostosować, byle bym w piątek mógł je odebrać."
Facet jednak pozostaje niewzruszony moją elastycznością i zaangażowaniem:
"Panie Maćku poproszę o podanie numeru telefony w razie kontaktu
zamówienie zostało już anulowane niestety nie ma możliwości wcześniejszej realizacji
poproszę jeszcze o złożenie pisemnej rezygnacji z zamówienia."
Nie tracę nadziei:
"Na pewno nie da się kompletnie nic zrobić, żeby wydrukowali to na piątek? Nie wchodzi w grę jakaś dopłata za szybki termin na przykład? mój numer 608xxxxxx"
12 Maja
"Panie Maćku niestety jest już za za późno na puszczenie nowego zlecenia żadna drukarnia nie wykona tego zamówienia z dnia na dzień sprawdziłem wszelkie znane mi drukarnie."
Pomyślałem - dobrze, kurwa, trudno, drukujcie, przysyłajcie po czasie i miejmy to już z głowy, co z tego, że przez Was tylko straciłem czas i pieniądze - co ująłem w następujące słowa:
"Tak sądziłem. No nic. Mam nadzieję, ze w przyszłym tygodniu to już pójdzie sprawnie i będziemy mieli to w końcu za sobą.
I chciałbym się dowiedzieć czy mogę liczyć na jakiś rabat z racji nie dotrzymania terminów."
W najśmielszych snach bym się nie spodziewał, że powyższe grzeczne zdanie w trybie przypuszczającym może wywołać panikę, która najwyraźniej wybuchła po drugiej stronie maila. Nie odpisują, więc dzwonię. Mojego korespondenta oczywiście nie ma, więc tłumaczę jego zmienniczce, żeby wznowili to zamówienie, które tak skwapliwie anulowali i niech mi przyślą te komiksy w końcu. Zmienniczka mówi, że oczywiście, zrobią to następnego dnia.
16 Maja
Boję się, że umarli. Piszę stroskany:
"Witam, chciałbym się dowiedzieć jak wygląda obecna sytuacja z drukiem komiksu?"
"Panie Maćku proszę o konkretną informacje w sprawie zamówienia czy je wznawiamy czy też nie."
Nie, kurwa, nie wznawiamy. Co jest z Wami, ludzie?
"Tak, rozmawiałem o tym z Pana zmienniczką w czwartek i powiedziała mi, że zamówienie zostanie wznowione następnego dnia i w tym tygodniu powinno to wszystko ostatecznie dojść do skutku. Byłem pewien, że to już jest załatwione."
"Panie Maćku w takim układzie ja wznawiam to zlecenie przy czym ono będzie w następnym tygodniu ponieważ jest to minimum 5 dni roboczych"
Najdłuższe 5 dni roboczych w historii kosmosu, bez jaj.
"Dobrze, ale naprawdę liczę na rabat w takim razie."
Znowu ta niepokojąca cisza.
17 Maja
Zaczynam podejrzewać, że oni tak naprawdę na co dzień zajmują się czymś kompletnie innym, prawdopodobnie nielegalnym, a ta cała szopka z drukarnią to tylko bardzo nieporadna zasłona dymna. W każdym razie piszę znowu:
"mam trzy pytania:
czy zamówienie zostało w końcu wznowione?
czy termin 23 maja jest pewny?
czy mogę się spodziewać zwrotu chociaż części pieniędzy w związku ogromnym poślizgiem w realizacji?"
Tym razem dzwoni. Głos ma grobowy. Mówi, że on ma polecenie z góry, żeby anulować to zamówienie i oddać mi pieniądze. Jak Boga kocham, czego się wystraszyli? Przecież to nie komiks o Szopenie. Z pokrętnego tłumaczenia wnioskuję, że poszło o ten rabat, który delikatnie zasugerowałem, w związku z czym "góra" prawdodpodobnie zagroziła mu co najmniej kastracją, sądząc po jego głosie. Dobrze, to drukujcie normalnie. Tak, rozumiem, że to będzie kolejne jebane 5 dni roboczych.
Po chwili namysłu pisze do timofa, czy zna jakąs dobrą tanią drukarnię offsetową. Poleca mi tę samą, którą polecił mi asu na samym początku, kiedy jeszcze byłem przekonany, że potrzebuję cyfrową, więc ją olałem. Koleś przyjmuje zlecenie i zapewnia dostarczenie gratis, mimo, że nie jest z Warszawy.
Następnego dnia dzwoni moja stara drukarnia z dobrą nowiną, że udało im się puścić to zamówienie do offsetu po raz tysięczny i że będzie w ciągu 5 dni roboczych. Odpowiadam, że zmieniłem zdanie i proszę o zwrot pieniędzy, bo znalazłem normalną drukarnię. Słyszę: "Ale panie Maćku, na pewno?"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ale to końcowe "Na pewno?" to baardzo trafne pytanie. Po takich zakrętasach działań wydawniczo-drukarnianych naprawdę można nie być pewnym wielu rzeczy, nawet swojego własnego imienia. Ha, ha, ha, ale kosmos! Pozdro :-)
OdpowiedzUsuńA morał z historii krótki i taki: najlepsze drukarnie mają warchlaki!
OdpowiedzUsuńnapisze jedno po doświadczeniach PFQ z drukiem zina nic mnie nie dziwi z drukarniami... ich pojęcie czasu, kosztów czy marginesów....
OdpowiedzUsuńBiedny Pan Maciek :(((((((((((((( Mógłbyś o tym komiks zrobić. Wszak scenariusz już masz ;)
OdpowiedzUsuńNie chce mi się tego czytać, ale to zbyt długie, bym uwierzył w autorstwo katera.
OdpowiedzUsuńAle Panie Maćku - Pan się nie boi! Dwie trzecie sieci za Panem stoi!
OdpowiedzUsuń